Po unieważnieniu poprzedniego postępowania i podpisanej już umowy, MZA Warszawa znów próbuje kupić 50 przegubowych autobusów elektrycznych. Tym razem, w otwarciu ofert z 25 czerwca, mamy tylko jednego chętnego – Solarisa. Cena przewyższa budżet, a pytanie pozostaje to samo: czy tym razem uda się podpisać umowę i faktycznie ją zrealizować?
Po miesiącach przetargowych przepychanek, unieważnień i decyzji KIO, 25 czerwca w końcu nastąpiło długo wyczekiwane otwarcie ofert w nowym postępowaniu na dostawę 50 przegubowych autobusów elektrycznych dla MZA Warszawa. Ku zaskoczeniu… nikogo – do przetargu zgłosił się wyłącznie Solaris. Cena? 239,6 mln zł brutto. To więcej niż zakładany budżet – 233,7 mln zł brutto. Czy tym razem uda się podpisać umowę bez kolejnych odwołań i proceduralnych pułapek?
Przetarg, który był, ale go nie byłoJeszcze na początku tego roku wydawało się, że sprawa jest zamknięta. MZA podpisały umowę z Solarisem na dostawę 50 autobusów elektrycznych klasy MEGA w ramach drugiej części dużego postępowania (
pierwszą wygrał Busnex, dostarczając 30 autobusów klasy MAXI, ale na podpisanie umowy wciąż czekamy). Jednak wkrótce potem pojawiły się kolejne komplikacje.
Odwołanie złożyła firma Irizar, zarzucając Solarisowi nieuprawnione zastrzeżenie części dokumentacji jako tajemnicy przedsiębiorstwa oraz brak przejrzystości postępowania ze strony zamawiającego. KIO przychyliło się do tych argumentów i unieważniło wybór oferty – a co za tym idzie również podpisaną już umowę. Sprawie przyglądał się też prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który potwierdził, że nie można kontynuować zamówienia bez nowego przetargu.
Otwarcie ofert: powtórka z rozrywkiNowe postępowanie, ogłoszone przez MZA, miało wyłonić dostawcę 50 autobusów elektrycznych przegubowych. Wydawało się, że wcześniejsze doświadczenia mogłyby skłonić zamawiającego do zapisów zwiększających konkurencyjność – ale rzeczywistość przyniosła deja vu. Do przetargu zgłosił się wyłącznie Solaris. Zaoferował dostawę pojazdów za 239 604 000 zł brutto. To o blisko 6 mln zł więcej niż środki zabezpieczone przez MZA – 233 700 000 zł brutto, z czego większość pochodzi z funduszy unijnych.
W obecnej sytuacji zamawiający może albo rozważyć zwiększenie budżetu, albo unieważnić postępowanie – ryzykując dalsze opóźnienia. Równie realne wydaje się kolejne odwołanie ze strony konkurencji, która już wcześniej skutecznie zakwestionowała warunki przetargu. Być może teraz pojawią się głosy, że czas na składanie ofert był zbyt krótki albo, że pojawiło się zbyt dużo wykluczeń w postępowaniu? Kto wie…
Rynek zamknięty na cztery spusty?
Cała historia odsłania szerszy problem – zapętlenie systemu zamówień publicznych w obszarze taboru autobusowego. Jak wskazywał już we wcześniej
publikowanym przez nas materiale Maciej Mysona z ZDG TOR, możliwość zaskarżania dokumentacji przetargowej i decyzji zamawiającego jest w polskim systemie powszechna – ale sytuacja, w której umowa zostaje podpisana i dopiero potem unieważniona, jest wyjątkowa. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że z obecnego impasu trudno będzie wyjść bez zmian systemowych.
– Takiego przypadku w kraju nie pamiętam – komentuje Mysona. – To najprawdopodobniej rezultat błędów formalnych na etapie przygotowania dokumentacji. Ale też sygnał, że rynek autobusów elektrycznych w Polsce stał się wyjątkowo wrażliwy na procedury – i podatny na blokowanie decyzji przez konkurencję.
Na dziś nie wiadomo, jak zakończy się kolejna odsłona tej przetargowej epopei. Czy MZA zdecyduje się dopłacić i podpisać umowę z jedynym oferentem? Czy ktoś znów zaskarży wynik przetargu? Czy w ogóle da się jeszcze wyjść z tej sytuacji bez kolejnych miesięcy opóźnień?
Jedno jest pewne – w Warszawie autobus elektryczny w ostatnich miesiącach stał się tematem wyjątkowo drażliwym.